Kroniki I: Ramię w ramię (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Drum (Bast)


Tak więc nadszedł ten dzień, od samego rana czuję podekscytowanie wydarzeniami których stanę się świadkiem i w których będę mógł wziąć udział. Rozpocząłem dzień od ćwiczeń i medytacji, aby oczyścić umysł przed czekającą mnie podróżą, późnym rankiem gdy kończyłem ćwiczenia, poznałem krasnoluda, który ma mi towarzyszyć w drodze przez góry. Nazywa się Drum i jest Strażnikiem Dominium. Z tego co wiem czasami przybywają oni do naszego klasztoru, aby zasięgnąć rady lub skorzystać z naszej biblioteki. Drum sprawia wrażenie miłego osobnika, pomimo bardzo topornego wyglądu, ma taką śmieszną brodę, którą dodatkowo plecie w dwa warkocze, ciekawe jak on z nią walczy gdy mu tak powiewa na wszystkie strony… Wypadało by jeszcze nadmienić, że Drum ma na plecach ogromny topór dwuręczny, co wskazuje na jego dużą siłę, która jest potrzebna do posługiwania się tak wielką bronią.

Nasza podróż przez góry przebiegła spokojnie, Drum wypytywał mnie kilka razy o nasz klasztor i wielkiego Agbara, ale moi nauczyciele przestrzegli mnie przed opowiadaniem o tym, więc dałem mu do zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać. Zauważyłem jeszcze, że Drum jest bardzo wytrzymałym towarzyszem, ponieważ maszerowaliśmy solidnym tempem i on, pomimo swoich krótkich nóg, nie pozostawał w tyle, a nawet forsował tempo.

Po sześciu dniach wyszliśmy z gór i ruszyliśmy w stronę Lupis, miasta, które znajduje się kilka dni drogi na południe. Po drodze zapytałem Druma, gdzie ma zamiar się udać, jako że nie miałem na razie planów co do mojej wędrówki i postanowiłem, że jeśli nie będzie mu to przeszkadzała, to chętnie z nim spędzę trochę czasu. Drum był bardzo powściągliwy w określeniu celu swojej wędrówki, ale mnie nie interesowały szczegóły jego misji, więc pozwolił mi podróżować ze sobą. Gdy dotarliśmy do Lupis miałem okazję rozejrzeć się po mieście i bardzo spodobał mi się gwar tak dużego miasta. Lupis jest miastem, w którym rządzą magowie i wszędzie naokoło zbudowali oni swoje wieże, w których mieszkają i prowadzą swoje eksperymenty. Nasz pobyt w tym mieście był krótki, ale Drum postanowił, że powinienem spróbować krasnoludzkiego napitku jakim jest spirytus krasnoludzki. Muszę powiedzieć, że nie piłem do tej pory tak mocnego trunku, ale nie chciałem odmawiać kompanowi, tak więc nie pamiętam mojej pierwszej nocy w karczmie, i od razu przestrzegam Cię czytelniku, abyś zachował rozsądek, gdy siadasz z krasnoludem do stołu, ponieważ jak się okazuje, ta rasa, oprócz swojej wytrzymałości w drodze, posiada też niezwykle mocną głowę.

Naszym następnym celem podróży był Gardion Wschodni. Mniejsza miejscowość, która znajdowała się na drodze do Krateru Yish, do którego chciał podróżować Drum. W Gardionie spotkała mnie następna przygoda, która dała mi kolejną wskazówkę co do zachowania mojego towarzysza, a mianowicie ma on bardzo wybuchowy charakter, w wyniku którego rozpętała się bójka w karczmie, którą to zakończyliśmy w celi. Nie wiem ile dokładnie czasu tam spędziliśmy, ale warunki w jakich musieliśmy żyć nie były najlepsze. Cela była pełna wody oraz miała kilku lokatorów, którzy już na początku chcieli dobrać się do naszych sakw.

Opuściliśmy Gardion nie oglądając się za siebie, a Drum był w nienajlepszym humorze. Ja potraktowałem nasz pobyt w celi jako bardzo ciekawe doświadczenie, chociaż nie zamierzam go w najbliższym czasie powtarzać. Kolejne kilka dni były dosyć spokojne, ale w tej krainie nie trudno o nowe przygody i nas jedna z nich dosięgła. Na drodze, którą podążaliśmy, zauważyliśmy wóz oraz leżącego obok niego chłopa. Jak się okazało był to kowal z pobliskiej wioski, na którego napadło kilku zbójów. Nie dość że obrabowali go ze złota, to jeszcze zabrali mu syna, mając nadzieję na wyciągniecie resztki złota, które kowal posiadał w swoim domu. Gdy usłyszałem tą opowieść wezbrał się we mnie gniew, przecież ochrona naszej rodziny, mieszkańców wiosek, które znajdują się koło klasztoru to nasz obowiązek i zrozumiałem jak się musi czuć ten biedny człowiek, któremu zabrano jedyną rodzinę jaką ma.

Postanowiliśmy z Drumem pomóc kowalowi, który zwał się Arkus. Znaleźliśmy tych łotrzyków kilka dni drogi od szlaku, gdy obozowali w lesie. Atak jaki przeprowadziliśmy był szybki i skuteczny, ramię w ramię z Drumem i kowalem zaatakowaliśmy opryszków, a wielki topór Druma siał spustoszenie. Udało nam się uratować syna od kowala, który był przetrzymywany w jednej z leśnych lepianek, które wykorzystywali ci łotrzykowie. Kowal nie mógł się nam nadziękować i chciał się nawet z nami podzielić zarobkiem, który zrabowali mu zbóje. Oczywiście nie mogłem przyjąć tych pieniędzy, jako że wiem z jakim trudem kowal na nie pracował, sam przecież pomagałem ludziom w wiosce i każdy z nas poznał trudy pracy. Kowal zaprosił nas do swojego domu abyśmy tam odpoczęli i posilili się przed dalszą podróżą.



Kroniki II: Plaga (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Drum (Bast), Kriss Lazarus (Prosiak), Margin (DarkElf), Aramis (Sarak)


Tak więc wyruszyliśmy w kierunku wioski kowala Arkusa, zwanej Harak. Podróż odbyliśmy jadąc na wozie od kowala, a ja wykorzystałem ten czas, aby dowiedzieć się czegoś więcej o Dominium od Druma. Gdy zbliżyliśmy się do wioski, jej widok trochę nas zaniepokoił, ponieważ wioska pogrążona była w kompletnej ciszy, nie słyszeliśmy żadnych odgłosów charakterystycznych dla osad, w których żyją ludzie. Przygotowani na najgorsze podjechaliśmy do domu Arkusa, aby zostawić u niego nasz ekwipunek. Zauważyliśmy, że jedyne światło w wiosce dobiega z pobliskiej karczmy i postanowiliśmy od razu sprawdzić kto tam jest oraz zasięgnąć języka co się stało z ludźmi z wioski.

Ostrożnie zbliżyliśmy się do karczmy i przez szczelinę w okiennicach zajrzeliśmy do środka. W karczmie siedziały 4 osoby przy stoliku, popijając jakiś trunek, trochę nas to uspokoiło i postanowiliśmy wejść do środka. Gdy wkroczyliśmy do karczmy, zza baru wyszedł karczmarz, aby nas powitać. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to, że nie jest w najlepszym zdrowiu, wyglądał bardzo mizernie i poruszał się z widocznym trudem. Arkus od razu zaczął się wypytywać karczmarza co się stało z ludźmi w wiosce, ale karczmarz odpowiadał zdawkowymi odpowiedziami. Jeden z ludzi siedzących przy stoliku, zaczął przeraźliwie kaszleć i spadł pod stół. Muszę przyznać, że nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć, ale sytuacja sama się szybko wyjaśniła. Karczmarz powiedział, że wszyscy ludzie zachorowali na jakąś dziwną chorobę podczas zimy i od tego czasu po kolei zaczęli umierać. Być może powiedziałby nam więcej, ale jego również dopadł atak kaszlu, po którym upadł na ziemię. W tym momencie zauważyliśmy jakiś harmider na zewnątrz, do naszej karczmy zbliżało się kilkunastu ludzi, którzy zachowywali się bardzo dziwnie. Szybko przekonaliśmy się co do ich zamiarów, gdy zaatakowali Druma, który od razu skoczył, aby zamknąć drzwi od karczmy. Ja nie wiedziałem co mam robić, ale Drum zachował przytomność umysłu i kazał mi zabarykadować okiennice. Dwóch z byłych mieszkańców wioski dostało się do środka i rozpoczęła się walka. Drum dobył swojej śmiercionośnej broni, a ja pobiegłem na zaplecze, aby zamknąć drzwi, które jak podejrzewałem, znajdują się na zapleczu. Tylko dzięki swojemu wyszkoleniu, udało mi się uniknąć ciosu, który wymierzył we mnie osobnik znajdujący się w pomieszczeniu, do którego wbiegłem. Uderzyłem go w pierś aby go odepchnąć i skoczyłem, aby zamknąć drzwi od zaplecza. Całe szczęście, że zrobiłem to szybko, bo do drzwi już zbliżały się kolejne istoty, bo ludźmi już nazwać ich nie można było. Nie chciałem walczyć w tym ciemnym pomieszczeniu, więc wyminąłem swojego przeciwnika i skoczyłem do pomieszczenia, w którym walczył Drum. Istoty te były bardzo odporne na ciosy i dużo trudu musieliśmy włożyć w ich pokonanie. Teraz już byliśmy pewni, że wioska została opanowana przez nieumarłych mieszkańców i wiedzieliśmy, że musimy się z niej wydostać.

Podczas gdy my walczyliśmy, trojka ludzi, która siedziała przy stole oraz karczmarz, leżała już na ziemi nie dając oznak życia. Powiedziałem Drumowi, że musimy ich dobić, ponieważ prawdopodobnie w ciągu kilku chwil oni również powstaną, aby nas zaatakować. Zdziwiło mnie to, że Drum nie zauważył logiki moich słów i przebąkiwał coś o tym, że on nie może dobić tych ludzi. Drum udał się na piętro karczmy, aby sprawdzić, czy tam nikogo nie ma, Ja zostałem na dole, aby rozpalić ogień w kominku coby dawał nam trochę światła. Jak tylko Drum wszedł po schodach, podszedłem do leżących na ziemi ludzi i upewniłem się, że już nie wstaną, wiedziałem że nie mogę sobie w tym momencie pozwolić na żadne miłosierdzie i muszę zadbać o to, żebym przeżył tą nieciekawą sytuację. Gdy wracałem do kominka usłyszałem krzyk Druma dobiegający z góry, tak więc co sił w nogach skoczyłem po schodach na piętro.

Przez okno do karczmy dostawały się kolejne potwory. W tym momencie wiedziałem, że nie możemy zostać tu ani chwili dłużej, ponieważ nie zdołamy się obronić w tej karczmie przed napływającymi potworami. Zaproponowałem Drumowi, żebyśmy wyskoczyli przez okno i czym prędzej opuścili tą przeklętą wioskę. Z początku się opierał, ale w końcu przyznał mi rację. Nasza ucieczka była bardzo chaotyczna, wszędzie czyhały na nas potwory, ale udało nam się dostać do wozu i odjechać w stronę traktu. Mieliśmy jeszcze jeden problem, ponieważ syn Arkusa został zabity w karczmie i kowal wyraźnie stracił ochotę do życia. Na szczęście Drum przywołał go do porządku i mogliśmy się zastanowić nad naszymi kolejnymi działaniami. Postanowiliśmy wrócić następnego dnia i spalić całą tą wioskę, mając nadzieję, że w ten sposób zginą również te przeklęte istoty.

Tak też zrobiliśmy, przed południem wróciliśmy do wioski i z płonącymi pochodniami zakradliśmy się do karczmy. Lecz czekała nas niespodzianka, te potwory najwyraźniej nie bały się słońca i wyległy z wioski, aby nas zaatakować. Szybko rozlaliśmy oliwę w karczmie i podpaliliśmy ją. Powiedziałem Drumowi, aby uciekał do wozu, a ja w tym czasie postaram się podpalić jak najwięcej domów. Mój szaleńczy bieg po wiosce na długo zapadnie mi w pamięci, było to naprawdę ekscytujące. Biegałem pomiędzy domami z pochodnią, podkładając ogień, a gdy potwory mnie otaczały, wskakiwałem na dachy domów i w ten sposób przed nimi uciekałem. Gdy dobiegłem do końca wioski, zobaczyłem że Drum i kowal walczą z tymi przeklętymi istotami, a nasze konie leżą martwe. Co sił w nogach pobiegłem, aby im pomóc.

Gdy opuściliśmy wioskę, Drum był ciężko ranny. Ja również otrzymałem niewielki cios w ramię, byłem spokojny o swoje zdrowie, ponieważ wiem, że moc Agbara mnie wyleczy, jednak kowal i Drum potrzebowali pomocy. Wycieńczeni dotarliśmy do domu rybaków kilka godzin od wioski, którzy nam pomogli się wykurować. Arkus był załamany, ponieważ stracił cały swój dobytek oraz jedynego syna, tak więc zaproponowaliśmy mu, żeby z nami podróżował do Erghold i tam zaczął nowe życie. Jak tylko Drum poczuł się lepiej, wyruszyliśmy w dalszą drogę, która przebiegła spokojnie aż do samego Krateru Yish.

Na miejscu spotkaliśmy przyjaciela Druma, Malika, który miał dla niego jakieś ważne wieści. Po krótkiej rozmowie na osobności, Drum wrócił do nas i powiedział, że sytuacja się zmieniła i pojedziemy teraz w kierunku Zandary. Właśnie tam udała się grupa ludzi z Południa, która może coś wiedzieć o przyjacielu Druma, którego ten poszukuje, niejakiego Faitha uh Nar’a. Pożegnaliśmy się z Arkusem i obiecaliśmy mu, że go odwiedzimy w Erghold sprawdzić jak mu się wiedzie. Arkus powiedział Drumowi, że potrafi na jego broni umieścić Run Mrozu, którego nauczył się od krasnoludów, jednakże potrzebuje do tego kuźni i narzędzi. Drum na odchodne rzekł, że na pewno kiedyś zjawi się u Arkusa ze swoim toporem.

Po drodze do Zandary minęliśmy ciekawe miejsce, kapliczkę Razina, boga umarłych. Ludzie z Dominium, podobnie jak i ludzie z naszego klasztoru, bardzo dbają o miejsce, w którym składają ciała swoich bliskich i tak jak my zawsze składamy ciała naszych braci na cmentarzu, koło klasztoru, tak oni przywożą ciała do tej kaplicy, aby tu pod okiem boga umarłych, złożyć je do grobu. Jak widać nasze zwyczaje nie różnią się tak bardzo. Drum porozmawiał z jedną z kapłanek boga Razina i wypytywał ją o podróżnych, których szukaliśmy. Ja w tym czasie rozejrzałem się po okolicy, chcąc wszystko dokładnie zobaczyć, abym mógł opowiedzieć o tym moim braciom w klasztorze.

Dalsza podróż do Zandary przebiegła spokojnie i dosyć nudnie, ale wszelkie nudy na szlaku wynagrodziło mi same miasto. Było one tak duże jak Lupis, a jednocześnie bardzo się od niego różniło. O ile w Lupis władza jest w rękach magów, to tutaj większa część miasta jest w rękach kapłanów Zandary. W mieście znajduje się ogromna świątynia tej bogini, ponoć najstarsza na świecie, gdy ją oglądałem, zastanawiałem się czy nasz Bóg byłby zadowolony, gdybyśmy mu wybudowali tak wielką świątynię, ale doszedłem do wniosku, że raczej nie, ponieważ gdyby tak było, to na pewno przekazałby nam swoją wolę.

Spędziliśmy w mieście 3 tygodnie na poszukiwaniu wędrowców z Południa i tylko szczęście sprawiło, że usłyszeliśmy jak pewnie ludzie rozmawiają o nich, przy sąsiednim stoliku, w naszej karczmie. Udało nam się podsłuchać, że przebywają w karczmie Ogon Smoka. Dalsze wieści, które usłyszeliśmy, trochę nas zaniepokoiły, ponieważ ludzie, którzy siedzieli przy tym stoliku, właśnie rozmawiali o tym, że mają zamiar ich zabić. Czym prędzej udaliśmy się do tej karczmy, aby ich ostrzec przed atakiem. Karczma, w której przebywali obcy, była dość tłoczna i spędziliśmy w niej trochę czasu zanim rozpoznaliśmy interesujących nas przybyszów. Trochę się tym wszystkim denerwowałem i aby się rozluźnić machnąłem 2 kubki spirytusu na odwagę. Podeszliśmy do tych ludzi i przysiedliśmy się do ich stolika. Szybko przekazaliśmy im zasłyszane przez nas wieści, a Drum zapytał się ich o wydarzenia, które miały miejsce w kopalni w Kraterze Yish. Spotkało nas duże rozczarowanie, ponieważ okazało się, że oni nie widzieli w kopalni żadnych napisów na ścianie i nie mogą nam pomóc w naszych poszukiwaniach.

Gdy my rozprawialiśmy o tych wydarzeniach, do karczmy weszło kilkunastu ludzi, którzy wzbudzili popłoch w bywalcach karczmy, zanim się nie obejrzałem karczma była pusta a jedynymi osobami, które zostały, była nasza piątka. Wywiązała się straszna jatka i musiałem wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, aby nie dać się zabić. Tego szczęścia nie miał elf, który otrzymał straszne cięcie, po którym prawie stracił ramię. Walka skończyła się tak szybko jak się zaczęła, na podłodze leżało kilkanaście trupów. Byłem przekonany, że nowo poznany elf, również umrze, jednak jego kompani mieli przy sobie jakąś miksturę, która uratowała mu życie. Karczmarz powiedział nam, że osoby, które nas zaatakowały, należą do jakiejś grupy przestępczej i musimy natychmiast uciec z miasta. Wraz ze znajomym porucznikiem Straży Miasta zorganizował naszą ucieczkę i powiedział, żebyśmy się przez jakiś czas ukryli, a on postara się dowiedzieć co tu tak naprawdę miało miejsce.

Tak więc opuściliśmy w ukryciu Zandarę, a ja miałem okazję przyjrzeć się bliżej tym ludziom z Południa, a muszę przyznać, że strasznie dziwni z nich osobnicy. Dwóch z nich jest wyznawcami Richitera, a z tego co powiedzieli, służą w jego świątyni. Dotarliśmy do wioski, w której mieliśmy przeczekać te dwa tygodnie, a tam pożegnaliśmy się z pomocnikiem barmana, Hansem, który nas tu przywiózł. Udaliśmy się do gospody, aby wynająć pokoje na nasz pobyt. Pierwszy dzień w karczmie spędziliśmy na graniu w bakaraka oraz popijaniu tutejszego trunku. Muszę powiedzieć, że zaskoczyło mnie to, ile tu ludzie piją tego spirytusu, u nas w klasztorze oraz w wioskach nie zdarza się, żeby przy każdej okazji pić tak mocne trunki, ale nie chciałem się wyróżniać, tak więc piłem również z nowymi kompanami. Nad ranem doszło do szczerej rozmowy, podczas której dowiedzieliśmy się, że Aramis, Kriss i Margin mają jednak ze sobą przepisane inskrypcje z kopalni, a nie powiedzieli nam o tym wcześniej, ponieważ nie wiedzieli czy mogą nam zaufać. Drum się z tego powodu ucieszył i opowiedział nam wszystkim historię, której dotyczą te zapiski. Większość tej historii znałem z opowiadań, które przeczytałem w naszej bibliotece, ale ja również dowiedziałem się kilku interesujących informacji.



Kroniki III: Wioska Luria (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Drum (Bast), Kriss Lazarus (Prosiak), Margin (DarkElf), Aramis (Sarak)


Resztę popołudnia spędziliśmy zastanawiając się nad naszymi kolejnymi posunięciami. Drum chciał natychmiast wyruszyć, ale Aramis powiedział, że oni nie mogą nam towarzyszyć dalej, ponieważ mają do wykonania zadanie w Zandarze. Pomimo tego, że chęć odnalezienia kompana Druma była we mnie wielka, to nie uśmiechało mi się pozostawianie nowych kompanów. Całe szczęście nie dane mi było dokonywać wyboru z kim mam dalej podróżować, ponieważ wydarzyła się rzecz niesłychanie zaskakująca i smutna. Ale po kolei.

Siedzieliśmy w karczmie dyskutując i Margin zauważył, że jakiś chłopak się nam uważnie przysłuchuje, a jako że sprawy, o których rozmawialiśmy, były dla nas ważne, chciał chłopaka spławić, więc dał mu miedziaka i kazał wracać do matki. Nic by się nie stało, ale chłopak poszedł do swojego ojca, który siedział kilka ław dalej i mu się poskarżył. Ojcu szkraba się nie spodobało to, że ktoś niby krzyczał po jego chłopcu i coś tam mamrotał w kierunku Margina. Elf oczywiście wietrząc sytuację do bitki zapewne, odkrzyknął, że chłopak ukradł mu miedziaka. Drum słysząc to wstał i zaczął krzyczeć, że tak nie było, a więc ogólnie zapanował chaos. Skończyła się ta cała sytuacja tak, że karczmarz wyciągnął kuszę i Margin miał opuścić karczmę. Kriss widząc, że karczmarz celuje w elfa doskoczył do niego i wytrącił mu kuszę z rąk. Niestety karczmarz zdążył wystrzelić i jeden z mieszkańców wioski oberwał. W tym momencie przestało to być zabawne, ponieważ teraz wszyscy obecni mieszkańcy wioski zwrócili się przeciw nam. Straciliśmy trochę czasu kłócąc się z nimi, że to nie było z naszej winy, ale widząc, że nasze słowa nie dają żadnego efektu, postanowiliśmy opuścić tymczasowo karczmę.

Gdy wyszliśmy na zewnątrz, w naszym kierunku szła już grupka wieśniaków, uzbrojonych we wszystko co się znajdowało pod ręką. Wieśniacy nie chcieli nas przepuścić, ale Aramis roztrącił kilku najbliżej stojących i rozpoczął swój szaleńczy bieg z wioski. Po chwili zastanowienia, ja również postanowiłem opuścić to miłe zgromadzenie i wskoczyłem na dach. Kriss miał podobny pomysł i razem skacząc po dachach uciekliśmy z wioski. Dotarliśmy do drogi, którą przybyliśmy i tam poczekaliśmy na resztę kompanów. Jako pierwszego spotkaliśmy Druma i on nam powiedział, że widział jak Margin dostał z kuszy i martwy upadł na ziemię. Ja się zasmuciłem na tę wieść, ale reszta kompanów wykazywała umiarkowane emocje. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ było nie było, oni razem przybyli tu aż z Havieloth i wydawało mi się, że nie zostawia się tak druha, aby umarł gdzieś w kałuży w jakieś wsi.

Jak trochę ochłonąłem, to zauważyłem, że nie mam ze sobą swojej Księgi i obleciał mnie strach. Nie wiadomo co ci wieśniacy mogli z nią zrobić, powiedziałem o tym reszcie, ale nikt nie wykazywał chęci do powrotu do wioski. To również mnie zaskoczyło, spojrzałem na nich i okazało się, że nie wyglądają już tak bohatersko jak kilka dni wcześniej. Całe szczęście okazało się, że Kriss również zostawił coś cennego w karczmie i postanowił wrócić ze mną.

Poczekaliśmy do zmroku i udaliśmy się tam, aby odzyskać nasze rzeczy. Zakradliśmy się do karczmy, pewni że wszyscy będą smacznie spać, ale okazało się, że sytuacja wygląda zgoła inaczej. W karczmie biesiadowała grupa najemników, która nas minęła na drodze kilka godzin wcześniej. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że w karczmie działy się jeszcze inne rzeczy, a mianowicie ktoś gwałcił córkę od karczmarza, a koło schodów leżały jakieś ciała.

Znaleźliśmy z Krissem swoje rzeczy i wróciliśmy czym prędzej do kompanów. Gdy im powiedzieliśmy co się stało, postanowiliśmy wrócić do karczmy i pomóc karczmarzowi.

Nasza akcja w karczmie była niczym z opowieści, które można przeczytać w bibliotece. Spadliśmy na tych opryszków niespodziewanie i pomimo tego, że mieli w swojej drużynie maga, momentalnie wszyscy byli martwi. Karczmarz o dziwo już zapomniał co się działo kilkanaście godzin wcześniej i nie mógł nam się nadziękować. Nie podobało mi się to wcale, ale nie chciałem się odzywać, zdając się na doświadczenie kompanów. Uwagi godny jest fakt, że grupka, którą usiekliśmy, była poszukiwana przez lokalne władze i nawet była wyznaczona za nich nagroda. W walce ciężko został ranny Drum, tak więc czekało nas jeszcze kilka dni odpoczynku w karczmie. Pochowaliśmy Margina na wiejskim cmentarzu i spokojnie spędziliśmy kilka dni czekając na wieści z Zandary.



Kroniki IV: Zielona Wieża I (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Drum (Bast), Kriss Lazarus (Prosiak), Aramis (Sarak)


Nasz błogi odpoczynek przerwała pewna wieśniaczka, która wpadła do karczmy lamentując coś o jej zaginionych dzieciach. Jak się okazało, zaginęła jej dwójka dzieci. Aramis postanowił pomóc wieśniakom w poszukiwaniach, więc poszliśmy poszukać jakiś śladów. Pierwszym miejscem, do którego się udaliśmy, była chatka miejscowej zielarki, ale ten trop okazał się fałszywy, ponieważ dzieci tam nie było. Ale za to usłyszeliśmy, że dzieci czasami udają się do starych kurhanów i postanowiliśmy się tam przejść.

Na miejscu spotkaliśmy grupkę jakiś ludzi, którzy tam obozowali. Zapytaliśmy ich, czy nie spotkali gdzieś po drodze dwójki dzieci, ale tu także odpowiedź była przecząca. Pewnie wrócilibyśmy zaraz do wioski, ale Kriss zauważył, że oni tu przybyli rozkopywać kurhany i ograbiać zmarłych. Nie mogliśmy się na to zgodzić i Kriss kazał im natychmiast zaprzestać tego haniebnego czynu. Oczywiście nasze sugestie spotkały się z ogólnym śmiechem, a dalsza rozmowa doprowadziła do walki. Po jej zakończeniu na ziemi leżało 6 trupów tych hien cmentarnych, a nam się ukazała jakaś dziwna zjawa, która nam podziękowała za zabicie tych szubrawców i powiedziała, że rzecz której szukamy znajduje się gdzieś w „zieleni”. Nie bardzo wiedzieliśmy o co jej chodzi, ponieważ powiedziała to w strasznie zawikłanym zdaniu. Postanowiliśmy jednak wrócić do wieśniaków i sprawdzić czy dzieciaki już się nie znalazły.

Od ojca zaginionych dzieci dowiedzieliśmy się, że niedaleko mieszka pewien mag w wieży, która zwie się Zieloną. Udaliśmy się do tej wieży, a w środku znaleźliśmy ciało martwego maga, właściciela wieży. Piętro wyżej znaleźliśmy pentagram, a w nim szukana przez nas dziewczynka była atakowana przez jakąś dziwną, latającą istotę, prawdopodobnie impa. Nie wiedzieliśmy jak się dostać do środka pentagramu, ponieważ jak tylko chcieliśmy do niego wejść, odrzucała nas jakaś siła. Aramis wpadł na pomysł, że być może mag ma jakiś przedmiot, który pozwala wejść do środka i miał rację. Tak więc przyniósł ciało maga i za pomocą jego dłoni rozmazał wzory w pentagramie, i jak się okazało nie była to najmądrzejsza rzecz. Dziewczynka na chwilę znikła nam z oczu, aby pojawić się w swojej prawdziwej postaci, do złudzenia przypominającej stworzenie, które już latało po pomieszczeniu. Gdy tylko bariera z pentagramu opadła, obydwa stworzenia rzuciły się na nas. Musieliśmy uciekać z wieży.



Kroniki V: Zielona Wieża II (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Drum (Bast), Kriss Lazarus (Prosiak), Aramis (Sarak)


W trakcie ucieczki jedno ze stworzeń użądliło mnie ogonem w bark, ale udało mi się je odgonić. Gdy wypadliśmy na zewnątrz, poczułem silne zawroty głowy i zaczęły targać mną konwulsje. Wystraszyłem się na poważnie, bo najprawdopodobniej ogon tego stworzenia był zatruty, tak więc postanowiliśmy czym prędzej udać się do wioski i do kobiety, która zajmowała się ziołami, w nadziei, że być może będzie w stanie mi pomóc. W drodze powrotnej poczułem się znacznie lepiej i gdy dochodziliśmy do wioski mogłem normalnie chodzić. To mnie nieco uspokoiło i postanowiłem zaczekać z wizytą u zielarki jakiś czas. Udaliśmy się na spoczynek, bo padaliśmy z nóg, ale jak się później okazało, nie była to nasza jedyna nieprzespana noc w tej wiosce. W południe następnego dnia poszliśmy do zielarki, aby zasięgnąć języka. Niestety nie mogła ona udzielić nam zbyt wielu odpowiedzi, potwierdziła, że istoty które spotkaliśmy w wieży to najprawdopodobniej są impy, powiedziała również, że z tego co słyszała o tych istotach, to potrafią one zmieniać kształt.

Kriss został u zielarki, bo miał jeszcze do niej jakąś sprawę, a my udaliśmy się do karczmy odpocząć. W gospodzie zastaliśmy jakiegoś podróżnego, który rozmawiał z wieśniakami, ale nie zwróciliśmy wtedy na to uwagi, jako że nie był to niezwykły widok. Pod wieczór gdy już mieliśmy zamiar udać się do pokoju, do karczmy wpadł grabarz. Widok jaki sobą przedstawiał, sugerował, że zobaczył coś strasznego. Cały się trząsł i bredził coś o chodzących trupach. Od razu zerwaliśmy się na nogi i pobiegliśmy na cmentarz.

Dom grabarza był pusty i w środku nie znaleźliśmy niczego niezwykłego, tak więc poszliśmy zobaczyć, czy na cmentarzu czegoś nie znajdziemy. Poszukiwania na cmentarzu nie były zbyt owocne i już zaczęliśmy się zastanawiać, czy grabarz nie przesadził z gorzałką, gdy Aramis zauważył, że jeden z grobów jest naruszony. Szukaliśmy jakiś śladów, które by pomogły nam wytłumaczyć co się stało, ale przeszkadzał nam padający bez przerwy deszcz. Po chwili poszukiwań Kriss zauważył ślady stóp. Udaliśmy się tym tropem i po jakimś czasie zaczęły dołączać do niego kolejne ślady. Poruszaliśmy się w kierunku Zielonej Wieży, co nas nieco niepokoiło, biorąc pod uwagę wydarzenia, jakie miały miejsce kilkanaście godzin temu. Mgła robiła się coraz gęstsza, a deszcz nie przestawał padać, co sprawiało, że czuliśmy się bardzo nieswojo. Trochę mnie nudziły te poszukiwania w deszczu, tak więc nawoływałem, mając nadzieję, że te trupy mnie usłyszą i będziemy mogli z nimi walczyć. Moi kompani nie byli zadowoleni ze sposobu w jaki chciałem doprowadzić do spotkania z martwiakami, szczególnie Aramis czynił mi wyrzuty z tego powodu.

Gdy byliśmy już całkiem blisko wieży, z mgły wyłoniły się trupy. Było ich tylko kilka, tak więc walka nie mogła trwać długo. Podbudowani tym zwycięstwem postanowiliśmy dojść do wieży i sprawdzić czy nadal jest zamknięta. W momencie, gdy wieża wyłaniała nam się z mgły, zaatakowała nas druga grupa martwiaków. Tym razem mieliśmy naprzeciw siebie kilkanaście stworów. Dla mnie walka zaczęła się bardzo źle, ponieważ przez tą mgłę pośliznąłem się i jeden z potworów mnie poważnie trafił. Przez resztę walki musiałem się nieźle napocić, aby unikać ciosów, które tylko o włos mnie mijały. Zebrałem jeszcze kilka słabszych uderzeń, ale udało mi się wytrwać do końca walki. Nie tylko ja oberwałem, każdy z nas był słabiej lub bardziej ranny. Postanowiliśmy się wycofać, jako że nie wiedzieliśmy co nas może jeszcze czekać w wieży.

W wiosce zajęliśmy się swoimi ranami i zaczęliśmy się zastanawiać nad naszymi dalszymi posunięciami. Ale były to próżne rozważania, ponieważ już rano w wiosce zdarzyła się kolejna tragedia. Miejscowy drwal zabił całą swoją rodzinę. Chłopi z wioski, gdy zobaczyli co się stało, zamknęli go w piwnicy i posłali do karczmy po nas. Gdy doszliśmy na miejsce, sprawdziliśmy dokładnie rany jakie miały na sobie żona i córka drwala, a następnie udaliśmy się do niego na rozmowę. Drwal zachowywał się bardzo dziwnie, przypominało to jakieś opętanie, bredził coś, że jego rodzina zasłużyła na śmierć i coś tam mówił o swoim Panie. Rozmowa z nim nie miała większego sensu, tak więc wróciliśmy do karczmy. Nie wiedzieliśmy co o tym myśleć i zaczynałem się w tym wszystkim gubić. Wydaje mi się, że teraz już wiem dlaczego mnisi z mojego klasztoru odbywają podróże: świat poza naszym klasztorem jest bardzo skomplikowany i wszędzie tutaj można napotkać niebezpieczeństwo, któremu trzeba się w jakiś sposób przeciwstawić.

Ale wracając do wioski, to nie było jedyne dziwne morderstwo, jakie wydarzyło się w tym przeklętym miejscu. W nocy gdy popijaliśmy piwo, usłyszeliśmy na dworze straszny huk, a gdy wybiegliśmy na dwór zobaczyliśmy ciało truposza przypalone i osuwające się na ziemię, a po wiosce latał jakiś szaleniec z laską w dłoni. Pierwszy raz widzieliśmy go na oczy i zastanawialiśmy się kto to może być. Człowiek ten sprawiał ciekawe wrażenie, całe ubranie miał poobdzierane, na twarzy miał wyraz głębokiego przerażenia i krzycząc na cały głos, biegał za czymś, między domami. Aramis podbiegł do niego, gdy ten w swoim szale nie zauważył stajni i uderzył w nią z taką siłą, że osunął się na ziemię. Zabraliśmy go do karczmy w nadziei, że jak się obudzi, to wrócą mu zmysły i powie nam kim jest.

W karczmie człowiek ten gdy tylko się ocknął, popadł w całkowite osłupienie i nie reagował w ogóle na to, co się wokół niego działo. Pomiędzy jego bełkotem wychwyciliśmy tylko jego imię. Aramis powiedział, żebyśmy go jutro zabrali do zielarki, bo być może zna się ona na chorobach umysłu i będzie w stanie mu pomóc. Wynajęliśmy mu pokój i zostawiliśmy go tam na noc. Gdy się przebudziliśmy, wyruszyliśmy w drogę do zielarki, ale nasz nowy „towarzysz” dalej zachowywał się anormalnie. Gdy doszliśmy do końca wioski, zatrzymał się i nie chciał zrobić ani jednego kroku więcej, a co dziwniejsze zaczął wodzić wzrokiem po niebie. Drum spojrzał w kierunku, gdzie patrzał Lucjan i zauważył, że w tym miejscu powietrze zaczęło falować. Domyślił się od razu, że to niewidzialny imp lata gdzieś tu w pobliżu. Wszyscy przygotowaliśmy się do walki. W pewnym momencie zauważyliśmy, że imp najprawdopodobniej wisi nad ramieniem Druma i Aramis błyskawicznie uderzył w tym kierunku tarczą, niestety zahaczył przy tym Druma, który wylądował na ziemi bez przytomności. Po tym uderzeniu imp na chwilkę się pokazał, a wariat, z którym szliśmy, w jakiś sposób wystrzelił ze swojej laski błyskawicę i to na tyle skutecznie, że impa odrzuciło na kilka metrów w tył. Wiedzieliśmy, że to jest świetna okazja do zaatakowania, bo imp był oszołomiony, tak więc momentalnie ruszyliśmy na niego. Walka po chwili skończyła się naszym zwycięstwem, a my nabraliśmy odrobinę więcej szacunku dla naszego nowego towarzysza.

Udaliśmy się z nim do zielarki, ale ona nie mogła nam pomóc wyleczyć Lucjana, tak więc wróciliśmy do wioski. W trakcie naszego dochodzenia usłyszeliśmy od jednego z wieśniaków, że widział on jak nieznajomy, który rozmawiał kilka dni wcześniej z wieśniakami w karczmie, wyszedł z niej, a gdy minął dom obok karczmy, zniknął za rogiem, nie pozostawiając żadnych śladów. Zaciekawiło nas z kim rozmawiał i dowiedzieliśmy się, że z drugim drwalem, który mieszka w pobliżu karczmy. Postanowiliśmy się udać do niego i wypytać go kim był ten wędrowiec. Drwal Artin otworzył nam drzwi, ale nie chciał wpuścić nas do środka, powiedział że wędrowiec nie pytał go o nic szczególnego. Od razu zauważyłem, że Artin zachowuje się dziwnie nerwowo i chce się nas jak najszybciej pozbyć. Drum się strasznie zdenerwował tym, że drwal nie chciał nam dokładnie opisać co się wydarzyło w karczmie i powiedział, że pójdzie do sołtysa, aby ten zmusił go do rozmowy z nami.

My udaliśmy się do karczmy, dyskutując po drodze, w jaki sposób wydobyć z niego potrzebne nam informacje. Gdy już mieliśmy gotowy plan, do karczmy wrócił Drum i powiedział, że sołtys ma przyprowadzić drwala do karczmy na rozmowę z nami. Oczywiście tak się nie stało, ale najważniejsze wydarzenia miały miejsce w nocy, a raczej nad samym ranem. Chciałem udać się za wioskę, aby skorzystać z mocy mojego boga i uleczyć swoje rany, jednak zauważyłem, że Krissa nie ma w karczmie. Domyśliłem się, że chce wkraść się do domu sołtysa albo drwala, więc poszedłem zobaczyć czy mam rację. Spotkałem go, gdy przebiegał koło domu drwala, pobiegłem za nim i gdy się spotkaliśmy, powiedział mi, że drwal zabił jakąś rodzinę w wiosce oraz odwiedził w nocy jeszcze jeden dom. Udaliśmy się do niego i w środku spotkaliśmy śpiącego mężczyznę, który miał na palcu wciśnięty jakiś pierścień. Kriss powiedział, że najprawdopodobniej to przez ten pierścień ktoś kontroluje ludzi w wiosce. Okazało się to prawdą, rozpoczęliśmy razem z resztą kompanii wielką akcję mającą na celu znalezienie wszystkich ludzi, którzy posiadają podobne pierścienie. Udało nam się to zrobić dzięki pomocy sołtysa, który zwołał zebranie wszystkich mieszkańców wioski. Znaleźliśmy jeszcze 9 ludzi, którzy posiadali pierścienie.



Kroniki VI: Rozdzielenie drużyny. Sheila (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Drum (Bast)


Niestety okazało, się że nie jesteśmy w stanie ściągnąć wszystkich pierścieni z palców wieśniaków, dlatego postanowiliśmy udać się do miejsca, z którego to zło najprawdopodobniej wyszło, czyli do Zielonej Wieży. Gdy wyruszyliśmy w tym kierunku, zastała nas po drodze straszna mgła, widoczność była bardzo słaba i odbierało nam to trochę odwagę, ale ja starałem się podtrzymywać moich kompanów na duchu.

Po drodze zobaczyliśmy dziwny widok, mgła się rozstąpiła, a naszym oczom ukazało się miejsce, którego tu wcześniej nie było. Były to ogromne stepy, przez które prowadziła nasza droga. Aramis i reszta oczywiście rozpoczęli rozmowę na ten temat, ale mnie się znudziły te czcze gadki, więc zszedłem na dół, na step. Po jakimś czasie zauważyłem, że nade mną unosi się zamek w powietrzu, jakby tego było mało, to był on odwrócony do góry nogami. Strasznie mnie zafascynował ten widok i gdy mu się przyglądałem, dołączył do mnie Aramis i Drum. Nie wiem dlaczego, ale oni nie podzielali mojego entuzjazmu, strasznie im się to wszystko nie podobało i Aramis mi marudził, żebyśmy stad poszli. Po chwili dołączył do nas również Kriss. Na tej równinie spotkaliśmy jakiegoś dziwnego stwora, miał ogromne skrzydła i ogon zakończony kolcem, później się dowiedziałem, że jest to jakiś smok, chociaż tak do końca w to nie wierzę, bo czytałem opisy smoków i nie wyglądały one tak paskudnie, nie były też humanoidami, tylko gadami. W każdym bądź razie zaatakowaliśmy to coś i po chwili odleciało to w stronę wieży, którą widziałem na horyzoncie.

Dotarliśmy do wieży i tam spotkaliśmy jeszcze raz tego stwora. Kriss został trafiony jego ogonem, co spowodowało, że został sparaliżowany. Udało nam się go ubić. Na najwyższym piętrze, gdzie na samym początku spotkaliśmy impy stał pulsujący owal, przez który było widać jakieś odległe, straszne miejsce. Gdy Aramis wrzucił w bramę amulet od zabitego maga, który zabraliśmy stąd przy naszej ostatniej wizycie, ta zaczęła się rozpadać.

Kiedy wróciliśmy do wioski, zostaliśmy przyjęci przez jej mieszkańców jak bohaterowie, co muszę powiedzieć było bardzo miłe. Kilka dni później przyjechał nasz znajomy z Zandary, Hans i udaliśmy się w drogę powrotną do miasta.

W Zandarze dowiedzieliśmy się, że zabójców na Aramisa i Krissa nasłał jakiś kupiec o imieniu Norias, który przybył jakiś czas temu do miasta. Nie była to najgorsza nowina, ponieważ dowiedzieliśmy się również, że ten sam kupiec wynajął dwie najgroźniejsze grupy płatnych morderców, aby nas zabić. Gdy przebywaliśmy w karczmie, Aramis odebrał nagrodę za grupę łotrzyków, którą zabiliśmy w karczmie i wręczył mi te pieniądze ze słowami, które mnie bardzo zaskoczyły. Powiedział, że nie chce ze mną więcej podróżować. Nie wyjaśnił mi dlaczego tak jest, a ja w sumie nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi, ale jako że nie mam w zwyczaju się nikomu narzucać, postanowiłem odejść. Drum powiedział, że w takim razie on również odchodzi i razem wyjedziemy z miasta.

Tak też uczyniliśmy. Nazajutrz opuściliśmy miasto i udaliśmy się w kierunku Lupis. Po drodze wstąpiliśmy do wioski, w której przebywaliśmy niedawno i dowiedzieliśmy się, że po traktach jeżdżą jacyś ludzie i wypytują o nas. Trochę mnie to zaniepokoiło, ponieważ domyśliłem się, że to mogą być nasłani na nas mordercy, ale Drum zachował spokój i powiedział, że sobie poradzimy. Drogę do Lupis postanowiliśmy odbyć przez Treoss i okazał się to być dobry wybór, ponieważ po drodze spotkaliśmy kupca o imieniu Jan, który zaproponował nam pracę przy ochronie jego wozu, na którym przewoził spirytus krasnoludzki. Trunek ten bardzo mi przypadł do gustu, ma bardzo wyraźny smak i chyba potrafi powalić konia.



Kroniki VII: Sheila (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Drum (Bast), Sheila (Aga)


Gdy przemierzaliśmy Wielki Las oddzielający nas od miasteczka Treoss, na jednej z polan spotkaliśmy grupę bandytów, która chciała zgrabić nasz wóz. Razem z Drumem i kobietą, która akurat też była na polance (chyba przez nich właśnie zaatakowana) poradziliśmy sobie szybko.

Niewiasta, którą uratowaliśmy jest półelfką, nazywa się Sheila i powiedziała nam, że również podróżuje do Treoss. Gdy opuściliśmy las, Sheila powiedziała nam, że poszukuje swojego brata, który już długi czas nie daje znaku życia i zaczyna się niepokoić jego losem. Drum i ja zdecydowaliśmy, że jak tylko odeskortujemy Jana do Treoss, to pomożemy jej poszukać brata, który najprawdopodobniej znajduje się gdzieś w tych okolicach. Dwa dni później zmierzaliśmy w kierunku tego lasu z nadzieją, że spotkamy tu gdzieś brata Sheili.

W mieście dowiedzieliśmy się, że słyszano pogłoski o ograch, które widziano w lesie, a brat Sheili udał się tam, aby sprawdzić, czy jest to prawda. Sheila w jakiś sposób, jak to nazwała intuicyjnie, wiedziała, w którym kierunku mamy zmierzać i po dniu błąkania się, napotkaliśmy na swej drodze dwa ogry. Muszę przyznać, że to wspaniali przeciwnicy, każdy z nich mierzył około trzech metrów i wymachiwali maczugami wielkości krasnoluda. Gdy ich tylko zobaczyłem, już miałem w głowie naszkicowany plan ataku. Gdy się tego nie spodziewali, wyskoczyłem z ukrycia i zaatakowałem jednego z nich. Później się dowiedziałem, że moi kompani również byli zaskoczeni moim atakiem i w sumie nie byli z niego za bardzo zadowoleni. Następnym razem muszę pamiętać, żeby się upewnić, czy reszta drużyny jest równie skora do walki jak ja. W walce niestety paskudnie oberwał Drum, który nie zdążył się uchylić przed jednym z ciosów i jego siła rzuciła nim na drugi koniec polanki. Gdy to zobaczyłem, krew we mnie zawrzała i zaatakowałem drugiego ogra ze zdwojoną siłą (jednego zostawiłem z rozciętą tętnicą w strumyku). Po walce musiałem poczęstować Druma moim spirytusem, bo nie wyglądał najlepiej.

Ruszyliśmy dalej, mając nadzieję, że brat Sheili nie spotkał większej grupy ogrów na drodze. Gdy skradaliśmy się niedaleko od ścieżki, która prowadziła do strumyka, zauważyliśmy w krzakach jakieś ciało. Moje podejrzenia sprawdziły się, natknęliśmy się na ciało Jandera, brata Sheili. Trochę mnie zasmucił ten fakt i widziałem, że Sheila była bardzo wstrząśnięta. Wykopaliśmy grób i złożyliśmy w nim ciało Jandera, które w wyniku śmierci jakoś dziwnie się poskręcało. Wyglądało bardzo nienaturalnie, wyschnięte na wiór.

Udaliśmy się dalej ścieżką szukając morderców brata Sheili i dotarliśmy do gruzów jakiegoś miasta. Okazało się, że miały tam swój obóz ogry i orki, których ślady widzieliśmy po drodze. Gdy im się przypatrywaliśmy, zauważyliśmy jeszcze jedną postać, a po szeroko otwartych oczach Sheili wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Po chwili Sheila powiedziała nam, że to był jej brat. Od razu przypomniałem sobie, że słyszałem o potworach, które potrafią przyjmować kształty ludzi, których zabiją. Postanowiliśmy obserwować co się będzie działo w ruinach miasta i wyczekać na dogodny moment do ataku. Taki wydarzył się pod koniec dnia, ogry chyba złupiły jakąś karawanę i świętowały zdobycie łupów. Jako że akurat ja byłem na warcie, więc pobiegłem po resztę i udaliśmy się do miejsca, gdzie przebywał Salionita, czyli stwór który podszywał się pod brata Sheili. Gdy skradaliśmy się do niego, zauważyliśmy, że stwór wyczuł naszą obecność i przygotował się do walki. Musiał być bardzo pewien swoich możliwości, ponieważ nie wzywał do pomocy ogrów. Szybko wyprowadziliśmy go z błędu, po kilku moich uderzeniach leżał na ziemi bez życia. Odgłosy walki niestety niosły się po ruinach i ogry zauważyły naszą obecność. Razem z Drumem wskoczyliśmy jeszcze do domu, w którym przebywał ten Salionita i wynieśliśmy z niego skrzynię. W skrzyni tej znaleźliśmy jakiś pergamin, który dostarczył w ciągu dnia posłaniec. Nasza ucieczka z lasu była bardzo wyczerpująca dla Druma i Sheili, ponieważ oboje byli ciężko ranni, ale po dwóch dniach dotarliśmy do drogi do Treoss.



Kroniki VIII: Tajemnica Druma (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Drum (Bast), Sheila (Aga), Kriss Lazarus (Prosiak)


Gdy strudzeni ucieczką, podążaliśmy drogą, zauważyliśmy na niej konnego. Zeszliśmy na bok, aby zrobić mu miejsce i gdy podjechał bliżej, zauważyliśmy, że nie jest to nikt inny jak Kriss. Okazało się, że Aramis i on również podążają do Lupis i aby zmylić trop, rozdzielili się. Kriss po drodze natknął się na jednego ogra, który go trochę pokiereszował. Na samym początku rozmowy Kriss wypomniał mi, że mam ze sobą klejnoty, które zdobyliśmy zabijając bandytów w wiosce i powiedział, że jestem złodziejem i nie chciałem im ich oddać. Strasznie mnie tym zdenerwował, tak bardzo, że aż musiałem napić się nieco spirytusu. Postanowiłem nie odzywać się do niego i nie zwracać uwagi na jego osobę. Strasznie dziwni ci ludzie z Południa, najpierw pomagasz im uratować życie, zabijasz z nimi smoka, a po chwili stwierdzają, że nie chcą z tobą więcej się widzieć i oskarżają cię o złodziejstwo. Coś mi się wydaje, że to pogoń za bogactwem tak ich zmienia. Na szczęście Drum i Sheila nie są tacy jak oni i im mogę zaufać.

Dotarliśmy do Treoss z zamiarem wykurowania ran i kilku dni odpoczynku. Udało nam się wykorzystać to, że był ostatni dzień Karnawału Piwnego i po wynajęciu pokoju w karczmie, udaliśmy się na rynek.

Zabawa była przednia, Kriss oczywiście nie uczestniczył w niej, bo jakże by inaczej. Następnego dnia udaliśmy się do medyka Eryka, aby zobaczył nasze rany. Ja otrzymałem paskudne cięcie przez policzek i zostanie mi z tego brzydka blizna. Kolejną sprawą, którą chcieliśmy załatwić, było udanie się do naczelnika straży, Johana, aby go poinformować o śmierci Jandera, brata Sheili. Wiadomość ta zasmuciła go i obiecał, że zorganizuje symboliczny pochówek na miejskim cmentarzu. Pogrzeb odbył się dwa dni później i była to najbardziej przygnębiająca część naszego pobytu w Treoss. Po siedmiu dniach wyruszyliśmy do Lupis. Już na początku szlaku Kriss oczywiście wyskoczył z kolejną głupotą, a mianowicie oznajmił, że ślubował, że nie wyciągnie miecza przez jakiś czas i dlatego, gdybyśmy zostali zaatakowani, nie będzie nam pomagał się bronić. Wprawił mnie w osłupienie tą nowiną i teraz już jestem pewien, że coś jest z nim nie tak. Całe szczęście, że po drodze nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego i nie byliśmy zmuszeni do walki.

Po trzech dniach dotarliśmy do Lupis. W mieście zatrzymaliśmy się w karczmie „Pieczęć”, w tej samej, w której przebywałem z Drumem na początku mojej podróży. Gdy byłem sam w pokoju, pomyślałem o tym jak dużo się wydarzyło od tego czasu i ile ciekawych wydarzeń przeżyłem od tego czasu. Jestem wdzięczny Agbarowi, że pozwala mi odbyć tę podróż.

W Lupis Drum przyznał się Krissowi i Sheili do tego, że jest Strażnikiem Dominium i wytłumaczył im jak ważne są zapiski, które przewozi ze sobą Aramis. Powiedział również, że to przez nie jesteśmy ścigani przez zabójców „Czerwonego Gemu”.



Kroniki IX - XVIII

Niestety następnych 10 rozdziałów jest zniszczonych i nieczytelnych. Prawdopodobnie Kroniki zostały uszkodzone podczas walki z Białym Smokiem o Włócznię Przeznaczenia. Cząstkę losów Tomosa z tego okresu można poznać dzięki zapiskom Krissa Lazarusa, jego towarzysza podróży. Jest też wiele wzmianek od członków drużyny, która wyruszyła na wyprawę w poszukiwaniu legendarnej Włóczni, jednakże informacje te są przekazywane drogą ustną i często sprzeczne ze sobą, dlatego historycy nie są skłonni uznawać ich za wiarygodne.
Zachowała się jedynie lista rozdziałów, w których Tomos opisywał swoje losy:

Kroniki IX: Cyrkowcy
Kroniki X: Dwór rodziny de Robesperre
Kroniki XI: Gardion Zachodni i William Perdez
Kroniki XII: Miasto Mgieł (Kroniki Krissa Lazarusa)
Kroniki XIII: Olbrzym (Kroniki Krissa Lazarusa)
Kroniki XIV: W poszukiwaniu Zerrikana I (Kroniki Krissa Lazarusa)
Kroniki XV: W poszukiwaniu Zerrikana II (Kroniki Krissa Lazarusa)
Kroniki XVI: Erik (Kroniki Krissa Lazarusa)
Kroniki XVII: Ucieczka z Gardionu Zachodniego (Kroniki Krissa Lazarusa)
Kroniki XVIII: Sarah Bell (Kroniki Krissa Lazarusa)


Kroniki XIX: Opyros i Strażnicy Dominium (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Sheila (Aga), Kriss Lazarus (Prosiak), Erik (Sarak)


No tak dotarliśmy do Gardionu Wschodniego, a więc w końcu będziemy mogli oddać „Pieśń Trzeciej Pełni Erd” i udać się do Zandary, aby wyjaśnić sprawę z Salionitą. Byłem bardzo podekscytowany, ponieważ było to kolejne miasto, w którym jeszcze nie byłem i aż mnie korciło, żeby zobaczyć wszystko to co te miasto miało mi do zaoferowania. Kriss i Sheila oczywiście skomentowali mój zapał, że mi śpieszno do burdelu, ale co oni wiedzą… Pewnie, że jako mężczyzna mam swoje potrzeby, ale to nie przesłania mi innych radości życia, czyli poznawania nowych miejsc i ludzi. A w Gardionie spotkaliśmy kogoś naprawdę niesamowitego.

Nazywał się Opyros i był jednym z bardziej szalonych ludzi jakich spotkałem na swojej drodze. Opyros był znajomym Erika i spotkaliśmy go w karczmie, jak schodził chwiejnym krokiem po schodach. Po wylewnym powitaniu zaprosił nas do stołu i zaproponował wspólną zabawę. Ja oczywiście byłem zachwycony, tym bardziej, że mieszek miałem lekki, a nasz nowy towarzysz za wszystko szczodrze płacił. Tego co się działo tego wieczoru nie sposób opisać, zresztą większości nie pamiętam, aczkolwiek rano byłem jednego pewien: zabawa była przednia. Nasz towarzysz jak się okazało jest poetą, ale w przeciwieństwie do innych bardów nie tworzył pieśni o miłości, a wręcz przeciwnie: o śmierci i ciemnej stronie duszy człowieka. Jak nam się zwierzył, od dłuższego czasu próbuje dokończyć pieśń swego życia, ale nie może tego zrobić, ponieważ opuściła go jego muza. Nasz przyjaciel chwytał się wszelkich sposobów, aby odzyskać natchnienie, ale wszelkie jego próby spełzały na niczym. Postanowiliśmy mu pomóc, co ograniczało się do towarzystwa przy kieliszku czy też innych używkach…

Po 3 dniach „pomocy” Opyros przyszedł do nas bardzo podekscytowany i powiedział nam, że znalazł sposób na dokończenie pieśni. Udało mu się zdobyć figurkę przedstawiającą „Muzę Snów” i dzięki niej, wpadając w trans, miał zobaczyć koniec swojej pieśni. Jako że do terminu, w którym mieliśmy się spotkać ze Strażnikami Dominium, pozostał jeden dzień, zgodziliśmy się udać z nim do starożytnej świątyni tej bogini i popilnować go podczas transu. Świątynia była zdewastowana i dosyć przygnębiająca. Mieściła się w piwnicach pewnej kamienicy i była starsza niż samo miasto. Wszystko poszło zgodnie z planem, Opyros zaprowadził nas do ukrytej świątyni i za pomocą koncentracji wprowadził się w trans. Jednak rano okazało się, że nie możemy dobudzić naszego przyjaciela. Napędził nam niezłego stracha, ponieważ nie dobudził się przez cały kolejny dzień. Ale po tym czasie i wizycie miejscowego medyka, ocknął się i powiedział, że zna koniec swojej pieśni. Zaprosił nas nawet na uroczyste odczytanie jej, ale niestety musieliśmy odmówić, jako że mieliśmy inne plany na wieczór.

Gdy się ściemniło, udałem się do karczmy, gdzie miało odbyć się spotkanie ze Strażnikami. Tu spotkała mnie kolejna niespodzianka, okazało się bowiem, że miejsce spotkania zostało zmienione, a w karczmie tej Strażnicy zastawili pułapkę na Salionitę, który miał próbować się dostać na spotkanie. Mieli się tym zająć dobrze nam już znani Strażnicy: Kra’el i Proxim oraz nowo poznany krasnolud, kapłan Nekrissa, Ignus. Wysłaliśmy wiadomość reszcie grupy, aby przyszli i pomogli w zasadzce. Sama zasadzka udała się bardzo dobrze, po krótkiej walce zabiliśmy dwóch ochroniarzy oraz unieruchomiliśmy Salionitę. Kra’el – mroczny elf, poinformował nas, że niedługo dołączy do nas szef Strażników i udamy się na prawdziwe miejsce spotkania.

Gdy przybyliśmy do rezydencji, w którym odbywało się już spotkanie, okazało się, że są już wszyscy, którzy mieli przybyć. Usłyszeliśmy wieści dotyczące kolejnych ruchów Lorda Keth oraz otrzymaliśmy ciekawą propozycję. Zaproponowano nam, abyśmy kontynuowali poszukiwania Włóczni Przeznaczenia wraz z nastaniem wiosny. Mamy zabrać drużynę w Białym Mieście i udać się w Lodowe Szczyty na poszukiwania. Oczywiście poinformowaliśmy Strażników, że najpierw udajemy się do Zandary, aby wyrównać rachunki z pewnym Salionitą. Okazało się, że nie tylko nie mają nic przeciwko temu, a nawet zaproponowali nam pomoc Kra’ela w naszej misji. Przystaliśmy na to i natychmiast wyruszyliśmy do Zandary. No, może mówiąc natychmiast, trochę przesadziłem, bo wszyscy moi kompani udali się na zakupy. Sheila i Kriss zakupili nowe zbroje, a Erik kupił jakieś nowe czary. Oczywiście nie mieli wystarczającej ilości złota, dlatego zapożyczyli się u mnie. Koniec końców zostałem z trzema złotymi monetami i kolejnymi dłużnikami… Z tego wszystkiego nie było mnie stać, aby przed samym wyjazdem udać się do zamtuza, nie ryzykując, że będę głodował po drodze…

Droga do Zandary przebiegła w miarę możliwości spokojnie i po kilkunastu dniach dotarliśmy do bram miasta. Od razu udaliśmy się do naszej starej karczmy, Smoczy Ogon, aby przywitać się z właścicielem Morganem, także członkiem bractwa Strażników i ich rezydentem w Zandarze. Wieczorem, przy dzbaneczku gorzałki, obmyślaliśmy plan dostania się do naszego celu. Jak zwykle mnóstwo nudnej gadaniny, więc nudziłem się strasznie, do tego Kriss znów wyskoczył ze swoimi rewelacjami. Gdy dyskutowaliśmy o tym, aby porwać osobę, która dostarcza jedzenia do dworku, w którym mieszka Salionita Norias, powiedziałem, że trzeba go porwać, przesłuchać i zabić, wykorzystując fakt niewyjaśnionych morderstw w mieście (ponoć ludzie znikali z ulic, a następnie odnajdowano ich z wykrojonymi sercami). Oczywiście najbardziej oburzył się Kriss i powiedział, że on się na to nie zgadza i jeśli zabiję tego wieśniaka, to on wsadzi mi sztylet w plecy. Jak to usłyszałem, to moje oczy wypełniły się czerwoną mgłą. Tylko dzięki szkoleniu, które przebyłem, byłem w stanie się opanować i kontynuować dyskusję, ale teraz już wiem, aby nigdy się nie odwracać do Krissa plecami. Tak jak mówiłem to wcześniej Drumowi, nie jest on godny zaufania i przy pierwszym fałszywym ruchu z jego strony, będę musiał go uciszyć. Koniec końców obiecałem, że nie zabiję tego wieśniaka i nawet pomogłem Erikowi w złapaniu go. Ukryliśmy go w podziemiach karczmy i Erik, za pomocą magii, rozpoczął wyciąganie od niego informacji, które pomogą nam się dostać do posiadłości.



Kroniki XX: Salionita Norias (autor: Cad)

Występują: Tomos (Cad), Sheila (Aga), Kriss Lazarus (Prosiak), Erik (Sarak)


W sumie dowiedzieliśmy się całkiem sporo. Służący Noriasa, pod wpływem czaru, narysował nam mapę domu oraz jego okolic, wskazał nam nawet ukryte wejście, którego mogliśmy użyć, aby wkraść się niepostrzeżenie do domu. Dowiedzieliśmy się również, że po placu biegają psy, które mogą nas zauważyć i ostrzec przed nami strażników. Po kolejnych kilku godzinach planowania uzgodniliśmy plan działania. Postanowiliśmy zatruć mięso, które dostają psy. Trutkę miał przygotować Kra’el (ponoć zna się na warzeniu trucizn), a my zakradając się od tyłu posesji, mieliśmy wejść przez ukryte wejście i dostać się do tego Salionity.

W trakcie obmyślania planu, mieliśmy niespodziewaną wizytę. Kapłan Zandary, Czcigodny Eiun, w towarzystwie oficera Cienistej Dłoni, porucznika Petera Ar’zca, zapukali do naszych drzwi i przedstawili nam dziwną ofertę. Dzięki swoim mocom (a może i szpiegowaniu nas…) kapłani dowiedzieli się co planujemy i postanowili nam pomóc. Okazało się, że kapłani mieli jakieś podejrzenia co do kupca Noriasa, którego chcieliśmy uśmiercić i sami go obserwowali. Jednakże z powodu, że był wpływową osobą, sami nie mogli przedsięwziąć otwartych działań przeciwko niemu. Pomocą jaką nam oferowali okazał się zadziwiający amulet, który powodował, że w jego pobliżu panowała całkowita cisza. Od razu zauważyliśmy, że może być nieoceniony, jeżeli nasz wróg będzie korzystał z magii, więc przystaliśmy na propozycję kapłana, bo oczywiście pomoc nie była bezinteresowna. Kapłani chcieli abyśmy po uśmierceniu kupca przeszukali jego dom i poszukali w nim dokumentów, które by go powiązały z Lordem Keth oraz wszelkich informacji na temat ludzi, którzy z nim współpracowali w Zandarze. Zgodziliśmy się dać im to czego po nas oczekiwali, ale gdy opuścili nasz pokój, ustaliliśmy, że nie możemy się do końca wywiązać z tej umowy, ponieważ wszelkie kontakty Salionity powinien najpierw poznać Lord Ceres i to on powinien zadecydować co z tymi ludźmi zrobić.

Gdy plan był obmyślony, ja i Kriss udaliśmy się na rekonesans, obejrzeliśmy dokładnie teren naokoło domu i przyjrzeliśmy się strażnikom. Tak jak myślałem, nie przywiązywali oni zbytniej wagi do swoich obowiązków, ponieważ na dworze było strasznie zimno i dopiero gdy podeszliśmy bardzo blisko i psy nas wyczuły i zaczęły szczekać, dwóch z nich się ruszyło, aby sprawdzić co się dzieje. Z takimi wieściami wróciliśmy do pokoju i udaliśmy się na zasłużony spoczynek.

Z samego rana nasi kompani poszli podmienić mięso dla psów, które kupował w mieście służący Noriasa. Jak się dowiedzieliśmy rano, udało się to zrobić bez wzbudzania podejrzeń, więc czekaliśmy do wieczora, aby wyruszyć na naszą akcję. Gdy zaczęło się zmierzchać, opuściliśmy miasto i udaliśmy się w kierunku domu Salionity. Dostanie się do domu nie sprawiło nam większych problemów, przekradliśmy się przez podwórze i odszukaliśmy ukryte wejście do domu. Już w samym domu użyliśmy pożyczonego nam amuletu i pod osłoną całkowitej ciszy weszliśmy do pomieszczeń, które zazwyczaj zajmował nasz cel. Rozglądaliśmy się po pomieszczeniach i już pomyślałem, że Salionity nie ma w domu, gdy Erik otworzył jedną z szaf, a w środku siedziała skulona mała dziewczynka. Tego się nie spodziewałem, nie miałem pojęcia co ona tu robi i pewnie bym się tak dłużej zastanawiał, gdyby nie to, że Erik przyrżnął jej w łeb z pięści. Trochę mnie to zaskoczyło, ale jego dalsze działania wszystko wyjaśniły, ponieważ wyciągnął on srebrną monetę i dotknął nią policzka dziewczynki. Ta momentalnie wystrzeliła do góry i zaatakowała nas. Widocznie siłą Salionity była jego magia, ponieważ usilnie starał się rzucać zaklęcia, gdy ja i Sheila cięliśmy jego ciało na kawałeczki. Nasz amulet zadziałał bardzo dobrze, więc walka była krótka.

Gdy Salionita rozpłynął się po podłodze, zaczęliśmy przeszukiwać jego dom. Znaleźliśmy trochę kosztowności, ale nie to najbardziej nas zaciekawiło. Kriss znalazł ukryte pomieszczenie, w którym stało ogromne zwierciadło o dużej mocy magicznej oraz gabinet Salionity. Przeszukaliśmy tutaj wszystko dokładnie i Kra’el znalazł jakieś ważne dla nas dokumenty. Gdy już nie zostało nic interesującego, opuściliśmy dom Salionity niewidzialni niczym powiew letniej bryzy. Jako że nasze zadanie wykonaliśmy co do joty, oddaliśmy kapłanom amulet i opowiedzieliśmy im o tym, co zobaczyliśmy w domu Salionity, a w szczególności o zadziwiającym zwierciadle. My zaś po rozliczeniu tych kilku monet, które znaleźliśmy w domu udaliśmy się w podróż powrotną do Gardionu Wschodniego, a później do Białego Miasta.



Wieczny Sen (autor: daimonuss)

Wiele jeszcze przygód przeżył mnich Tomos z Klasztoru Czerwonego Słońca. Po zabiciu Salionity Noriasa udał się wraz z towarzyszami do Białego Miasta. Tam dotarł do potężnej osoby świata podziemnego, kapłana Baurusa. Po zabiciu zleceniodawcy, czyli Noriasa, udało się udowodnić jego śmierć i tym samym anulować wyrok na swoje głowy. Dzięki powołaniu się na Lucjana Drakke, drużyna przestała być celem "Czerwonego Rubinu". Po tym wszystkim Tomos wraz z kompanami zaczęli rekrutować i tworzyć potężną drużynę, aby zdobyć Włócznię Przeznaczenia dla Strażników Dominium. Drużyna przeszła do legendy, tak jak Tomos i jego kompani, niestety już po śmierci. Tomos zginął na ostatnim etapie podróży po Włócznię, w Zamku Dreiziga Szarego Cienia.

Szkoda ... wspaniała postać. Z tej okazji chciałem pozdrowić Cada, który wspaniale poprowadził Tomosa. Także Cad stworzył całą historię Klasztoru Czerwonego Słońca i boga mnichów Agbara. W ten sposób wpisał się na stałe w historię Dominium i Tragonii.
Mam nadzieję, że obecna postać Cada, Goth un Nathrek będzie jeszcze ciekawsza ... no i będzie pisać Kroniki tak jak to robił Tomos.


-= Salute =-