Życiorys: Lataniel UnHal (autor: Bast)

Nie byłem zwyczajnym chłopcem. Zawsze drzemały we mnie jakieś nieznane i nierozpoznawalne siły. Moja matka poczęła mnie zimą 1389 roku. Teraz jej nie pamiętam, ale kojarzę pewne uczucia z nią związane. Była piękna, filigranową kobietą w młodym wieku. Pamiętam jej zapach, fiołkowy, pełen słodkiego aromatu i miłości, jej oczy koloru morza, którego fale uderzają o najwyższe klify. Nigdy się nie gniewała, była pogodna i wiecznie uśmiechnięta – taką właśnie będę ją pamiętał, już na zawsze...

Ojca nie kochałem tak jak matki, a jednak spędziłem z nim więcej czasu i pamiętam go bardzo dobrze. Był przystojnym, 30 – sto letnim mężczyzną. Wysoki, o ciemnym spojrzeniu i perłowobiałych zębach, robił wrażenie groźnego i wiecznie złego. Jednak jego pogodny i spokojny charakter wyczuwalny był już po kilku minutach spędzonych z nim. Dzięki niemu poznałem lasy i piękno przyrody, nauczyłem się szanować NATURĘ i uznawać jej wolę. Ojciec z zawodu był leśniczym, więc często czas spędzaliśmy w lesie i na łonie natury. Matki z nami nie było. Teraz jestem sam. Ojciec umarł prawdopodobnie z zakażenia, którego nabawił się podczas pracy w lesie i ze zwierzętami, a mnie oddano pod opiekę rodzinie zastępczej. Od tamtego czasu zaczął się mój koszmar młodzieńczych lat. Ojczym nie uznawał mnie za członka rodziny, byłem bity i poniżany. Mimo, że macocha darzyła mnie sympatią nie robiła nic co mogłoby poprawić mój stan życia w tej rodzinie. Po długich latach postanowiłem uciec i trafiłem do NICH.

Życie miałem ciężkie, nie akceptowali mnie długi czas. Ale ja nie pozostawałem w tyle, uczyłem się od nich, naśladowałem ich życie i modliłem się wraz z nimi. Tej nocy nawiedził mnie duch... piękne zwierze, którego sylwetka emanowała światłem widzianym tylko przeze mnie. Rozmawiałem z nim długo, nie przypuszczałem że znam jego język, ale rozmowa dotyczyła Matki Ziemi i życia w harmonii – neutralności i jej zachowania na świecie. Potem jak gdyby nigdy nic duch mnie opuścił, a ja zapadłem w głęboki sen. Śniłem długo i źle. Kiedy obudziłem się nad ranem Oni stali przy mnie i wpatrywali się w moją bladą i pełną niepokoju twarz. Wiedziałem, że wiedzą o mojej rozmowie, w jakiś sposób to czułem – nie myliłem się. Chcieli mnie poznać, moją duszę, mój charakter i siłę woli jaką wtedy posiadałem. To był test, test który pozostawił ślady w dalszej części mojego życia, test który był mi przeznaczony.

Musiałem robić wszystko, aby żyć w zgodzie i harmonii z Nimi i otaczającym nas światem. Pojąłem w końcu sens ich działań i prawdy jakie ze sobą nieśli. Długi czas debatowali o tym czy przyjąć mnie do Kultu Niedźwiedzia, czy też mam pozostać tylko po to żeby żyć – bez celu, bez idei, po prostu być. Do tego czasu dysponowałem już dużą siłą, a moje czyny zadziwiały samego Uliness’a. Obserwował uważnie jak bez żadnych problemów oczyściłem wodę i uspokoiłem niedźwiedzia, który pewnego dnia wpadł do zagajnika. Takie czyny i moja wiara w Naturę sprawiły, że w końcu Arcydruid wraz z resztą rady postanowili mnie przyjąć – stałem się członkiem Kultu, stałem się Brunatnym Druidem.

Dziś moje życie wygląda inaczej, jestem szanowany i lubiany. Dbam o otoczenie, o cały nasz Las Blizn, w którym żyjemy. Wykonuje swoje obowiązki sumiennie i z pełnym zaangażowaniem, a jedynym celem, który chciałbym osiągnąć jest jedność z naturą.