Życiorys: Lariel (autor: Bast)

„Lariel, po prostu Lariel…”
„Tak nazwał mnie mój wuj i tak już zostało.”
Lariel

Elfia kobieta pochodzi z Arael, krainy i państwa należącego do jej rodaków. Tam też zginęli, a może zostali zamordowani, jej rodzicie… Wuj Stomeal’erlal wziął osieroconą dziewczynkę pod opiekę, gdzie przez lata, w ciepłym domu elfiego maga, wychowywana była z szacunkiem i powagą, gdzie wpajano jej zasady życia i równości społecznej całego świata. Tam też, u wuja, dostała podstawowe wykształcenie o geografii świata, historii i życiu społecznym całego kontynentu. Stamtąd mogła ruszyć za chlebem…

W wieku 22 lat Lariel została uprowadzona przez trzech rzezimieszków, na szlaku wiodącym do Gildenhornu. Była wtedy jeszcze pannicą. Banda przetrzymywała ją przez blisko tydzień, podczas którego wielokrotnie ją zgwałcono i pobito. Pod koniec nie broniła się już wcale… Znudziła im się, więc postanowili się jej pozbyć. Wtedy po raz pierwszy w życiu Lariel zapragnęła czyjejś śmierci, zapragnęła tego z tak wielką siłą i uczuciem, że pierwszemu zdołała w furii skręcić kark, a pozostali zbiegli, zaskoczeni i przestraszeni.

W opłakanym stanie dotarła do stolicy Imperium. Tam też przekonała się, że jej uroda, mimo ran i siniaków, jest w stanie zapracować dla niej na chleb… pracowała przez 2 tygodnie, ale poniewierana i bita przez klienta, po raz kolejny uciekła się do przemocy. Tym razem bardziej wyrafinowanie i z większą finezją… Jednym słowem, ulicznikom dała do zrozumienia, że mają uważać jak traktują kobiety, z którymi przebywają.

Musiała uciekać… Zbiegła do Gork, gdzie poznała Olafa, całkiem przypadkowo, na targowisku. Jeden z tamtejszych uliczników próbował ją zaczepić, już wtedy miała wyrobiony refleks i instynkt samozachowawczy, jednym uderzeniem w pierś pozbawiła złoczyńcę oddechu i powaliła na ziemię. Wtedy to właśnie Olaf był świadkiem całego wydarzenia, pomógł jej się schronić przed strażą i zaproponował przystąpienie do gildii…

„W Czarnych Ostrzach pomożemy wyszkolić twoje
niemałe już zdolności do perfekcji, wyostrzymy
Twoje zmysły, nauczymy bycia cieniem… Ale nic za
darmo. Oczekujemy bezwzględnego poświęcenia, zimnej
krwi i opanowania, niekwestionowania wyznaczonych
poleceń i zadań… Wydaje Ci się, że dasz radę?”
Garos Czarny

Dała radę… Latami trenowano ją pod czujnym okiem Olafa Szybkorękiego i Garosa Czarnego, wpajano jej zasady i prawa panujące w gildii i sąsiednich gildiach. Nauczoną ją bezwzględności i sprytu, manipulacji i opanowania, nauczono ją kogo ma się obawiać, a z kim może wchodzić w szranki, nauczono ją wszystkiego… i dano jej pierwsze zadanie…

Po kilku misjach, które skończyła z powodzeniem nadszedł czas na egzamin końcowy, to też zaliczyła bez przeszkód, stając się tym samym pełnoprawnym członkiem Czarnych Ostrzy. Olaf i Garos byli pod tak wielkim wrażeniem sposobu jej walki bronią, przy tym finezji jej ruchów – nazywali to Tańcem Śmierci – że zdecydowali się wysłać ją na specjalne szkolenie w jednej z najbardziej śmiercionośnych broni. Waka-Zushi, tak nazywał się ów oręż, a mistrzów w jego posługiwaniu się można było policzyć na palcach jednej ręki. Toteż wysłali ją za granicę, do Tragonii, państwa na Północy…

„Jeśli masz zabijać, to szybko, precyzyjnie i z łatwością!”
Olaf Szybkoręki tuż przed śmiercią z rąk własnego ucznia

Tragonia okazała się dla niej drugim bastionem, poza Gildią Czarnych Ostrzy. Przez okrągły rok ćwiczyła pod czujnym okiem mistrza Harke’a Kite’esteza, elfa, którego korzenie były splątaniem mrocznej części jego rasy i rasy Lariel. Był tak samo wyrzutkiem jak i ona, dlatego sam musiał ukrywać się w bardziej mrocznych i niebezpiecznych częściach tego kraju – na ziemiach Korsarzy. Legaci – Książęta Burz – magowie-kapłani władający tą częścią Tragonii, dali mu schronienie w zamian za korzystanie z jego mistrzowskich sztuk walki i fechtunku. Tak też i ona po osiągnięciu odpowiednich nauk Waka-Zushi, została polecona słowami swego mentora i nauczyciela jednemu z Książąt - władcy Gór Skalnych, Eroe Esherdan'a, którego potęga jest niezmierzona w tamtych stronach, a jego armie najemników i Szarych Gargoyli zawzięcie walczą z Urukairosem, władcą Północy. Dla samego Eroe wykonała z powodzeniem 3 misje, wcierając się tym samym w pamięć potężnego maga-kapłana. Jednak przez 2 następne lata nigdy nie widziała go osobiście, a wszelkie kontakty odbywały się za pomocą magicznego kamienia, którego działanie polegało na telepatycznej wymianie myśli. Sam mistrz Harke, nigdy też nie został zaszczycony wizytą w Twierdzy Gór Skalnych…

Przez kilka następnych lat bardzo dobrze poznała język Północy i całą Tragonię, chroniła nawet karawanę niewolników do miasta Vordrak, z polecenia mistrza, gdzie 900 więźniów przekazano mrocznym elfom i krasnoludom w podziemiach tego starożytnego miasta. Tak, była nawet wśród mrocznych elfów i poznała ich miasto, głęboko pod ziemią…

„Pamiętaj, aby balansować ciałem w taki sposób,
jakbyś tańczyła… Ale tylko jako prowadząca ten Taniec,
nigdy przeciwnie. Używaj figur i piruetów, tańcz, a muzykę
niech wygrywa Twój Waka-Zushi, wtedy Śmierć sama usłyszy
wołanie Twoich ofiar…”
Harke Kite’esteza - Mistrz Świetlistego Płomienia

Lariel musiała przerwać dalszą naukę i pobyt w Tragonii, ponieważ gildia potrzebowała jej w Imperium do wyjątkowo cichej misji. Misji, która miała pomóc Radnemu Rion, jednemu z wielu informatorów Czarnych Ostrzy…

„Rion to wyjątkowo nudne miasto, nie mógłby
zrobić tego za mnie ktoś inny?”
Lariel do Garosa

W Rionie znalazła trop… Wysłała wieści o wykonaniu misji, ale nic poza tym, do Garosa, przez zaufanego kuriera Radnego Rionu i ruszyła za tropem. Zdołała dowiedzieć się, że prawdopodobny cel udaje się na Północ, drogą morską w kierunku Tragonii – ucieszyła się na tą wiadomość…
Ruszyła za tropem…

Opis

Lariel. Autor: Bast

Wysoka ok. 182 cm
Wymiary: 90 / 62 / 70
Wysportowana kobieta o nadzwyczaj pięknej urodzie, czarne długie, proste włosy, przeplatane w warkocz, albo luźno spuszczone za uszy.
Oczy pełne namiętności, wdzięku i doświadczenia, błękitne o głębokim spojrzeniu.
Usta czerwone i ponętne, ubrana na co dzień w zbroję łuskową i odzież ludzi Północy, przy pasie nosi swoją broń, którą stanowi rzadko spotykany miecz Waka-Zushi.


Lariel: Początek podróży

Zręcznie i cichutko zsunęła się na malutki, drewniany tarasik. Wspinaczka była wyczerpująca, ale łatwo jej było stawiać kolejne kroki. Odczekała chwilkę, łapiąc każdy powiew morskiej bryzy, która ciskała w jej piękną i spokojną twarzyczkę chłodnym, lekkim wiaterkiem. Widok z tarasu był piękny nawet nocą… przed nią rozpościerały się dziesiątki kilometrów morskich fal, kiedy pod nią miasto Rion powoli zapadało w błogi i spokojny sen. Gwiazdy tej nocy oświetlały całą dzielnicę portową, aż po same doki i przystań. Gdzieniegdzie tylko słychać było przebijające ciszę odgłosy bawiących się w pobliskich tawernach marynarzy. Schyliła się szybko, kiedy pod tarasem przeszedł patrol straży miejskiej, a zaraz za nim potężny rycerz. Tylko jego nadzwyczajna zbroja i emblematy ją pokrywające podpowiedziały jej, że ów rycerz to członek Zakonu Świętej Inkwizycji Richtera Wielkiego.

- Tfhuuu… - splunęła, kiedy inkwizytor zaszedł do kolejnego skrzyżowania i zniknął za rogiem ulicy - jak ja nienawidzę tej całej plątaniny obłąkanych szumowin, których jedynym, chorym i zbożnym celem jest zginąć w imię czegoś, czego jakby spytać, sami do końca nie rozumieją!

Wyprostowała się powoli i spojrzała do wnętrza lekko oświetlonej komnaty. Człowiek, troszkę tęgi i powolny, spacerował szybkim krokiem tam i z powrotem, ocierając co kilka kroków pot, cieknący strużkami z czoła. Był ubrany w wiśniowy szlafrok, przeplatany niechlujnie czerwonym, płóciennym paskiem. Jego zmęczona twarz oddawała cały obraz czynności, której teraz był poświęcony. Co jakiś czas zatrzymywał się w rogu komnaty, ażeby wpisać coś w grubą oprawioną księgę, po czym szedł kilka kroków, zatrzymywał się, obliczał w palcach dziesiątki liczb i wracał do księgi.

- Ciekawe czy obliczyłeś też czas i dzień, w którym oddasz mi księgę, przepłacając za to swoim życiem? - Lariel powiedziała od niechcenia, jak gdyby sama do siebie, ale czekając tym samym na odpowiedź, która nigdy nie miała nadejść. Dzisiejszej nocy zbroję zostawiła na statku, skąd wymknęła się potajemnie i cichaczem, aby wykonać zadanie. W takich sytuacjach nienaganną sprawą było wejść, zrobić swoje i wyjść niezauważonym, czego z cięższym uzbrojeniem mogłaby nie wykonać. Jej głównym zadaniem było przechwycenie księgi, ale później zleceniodawca dołączył mały bonus w postaci pozbycia się księgowego. Miała na to tylko tę noc, ponieważ ”Sokół” przypłynął dziś rano z transportem świeżych morszczuków i miał na drugi dzień o wschodzie wypłynąć z powrotem do Dermath. Odczekała jeszcze chwilkę, aż mężczyzna stanie do drzwi tarasu plecami, po czym jednym ruchem dłoni przekręciła klamkę. Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem, dając wystarczającą przestrzeń, by elfica prześlizgnęła się przez nie. Wykonała szybki krok i stanęła za mężczyzną…

- Jednak tak jak napisałem wcześniej, 600 Florenów i ani jednego mniej! Tyle są winni państwu a jednak do teraz nie oddali, to powoduje olbrzymie odsetki… - Harold von Blair prowadził rozmowę sam ze sobą, nie będąc nawet w połowie świadomym niebezpieczeństwa czającego się za jego plecami - niech pomyślę…

- Wydaje mi się molu książkowy, że powinieneś dać sobie z tym spokój - mężczyzna stanął jak wryty, a jego kark pokryła gęsia skórka, co świadczyło o tym, że zaskoczenie od strony zamachowca poskutkowało - Oddaj mi księgę, bez ani jednego słowa, a Twoja głowa zostanie na swoim miejscu - kontynuowała Lariel - w przeciwnym razie jeszcze tej nocy spotkasz Klucznika do bram królestwa Twojego boga…

- Proszę, ja tylko wypełniam swoje obowiązki - wyjąknął Harold, a w jego głosie słychać było strach i przerażenie. Odwrócił się powoli i spojrzał w najpiękniejsze, lodowate oczy, jakie kiedykolwiek widział. Elfica była odbiciem nieśmiertelnych legend o urodzie tej długowiecznej rasy. Stała dumnie wyprostowana, jej czarne włosy opadały swobodnie na ramiona, a rysy jej pięknej twarzy mówiły wszystko, mówiły o tym, że na jedne skinienie, zwykłe mrugnięcie błękitnego oka, mogłaby powalić całą armię rządnych uciech cielesnych, barbarzyńców. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc reakcję podstarzałego mężczyzny. Lariel zawsze wykorzystywała ten atut, jak tylko była ku temu okazja, a teraz nawet nie musiała się o to starać. Mężczyzna jak gdyby wyjęty spod hipnotycznego oczarowania jej urodą, oprzytomniał na chwilkę i powoli położył rękę na księdze z rachunkami…

- Nie mogę tego oddać. Wiesz, że są tu najbardziej zadłużeni przedsiębiorcy tego miasta, a Rada obwini mnie za każdą niekompetencję w sprawach podatkowych? - powoli dobierał słowa, a każde wypowiedziane zdania kończyły się lekkich westchnieniem - Nie oddam tego! Będziesz musiała wziąć to siłą, ale wiedz, że mimo, iż jesteś kobietą, nie zawaham się… - nie dokończył swojej groźby, bo ostrze Waka-Zushi rozpłatało mu klatkę piersiową. Mężczyzna z niedowierzaniem spojrzał na kawałki swoich wnętrzności, które jak eksplodujący wulkan wypłynęły z jego środka. Resztkami woli próbował zebrać pocięte organy, ale krwotok i precyzja cięcia osunęły go na podłogę. Nie zdążył nawet po raz ostatni spojrzeć w głębię lodowatego błękitu jej oczu, kiedy konał. Strużki krwi wyciekły z jego ust… ostatni wydech… i zgon.

Lariel chwyciła księgę, spojrzała na pierwszą stronę - ”Rachunki, podatki, zadłużenia miasta Rion, prowadzi główny księgowy Harold von Blair” - po czym szybko włożyła ją do sakwy. Przejrzała się w lustrze i zmyła jeszcze niezaschnięte plamy krwi, wyczyściła swoją broń, po czym wyszła na taras. Już miała schodzić, kiedy na dole, w pobliskiej uliczce znowu pojawił się wcześniej widziany inkwizytor. Tym razem szedł w towarzystwie paru osób, które jak na wprawne oko elfki wyglądały na ludzi.

- Zgrana kompanija - rzekła do siebie i przez chwilkę obserwowała indywidualności. Inkwizytor był dobrze zbudowanym, wysokim mężczyzną. Młodym, ale poważnym. Mówili mu Sarsos… Zbroję miał równie ciężką jak Lariel, ale całą czarną z emblematami Inkwizycji i Richtera. Jego peleryna, również czarna, powiewała na wietrze, gdy tak szedł pewnie, równym krokiem. Na plecach dzierżył wielki miecz o płomiennym ostrzu. Lariel przez chwilkę zastanawiała się nad tym, czy mogłaby nim władać, ale odbiegła od tej myśli, czując przewagę siły tego męża nad nią. Kolejnymi postaciami byli dość ekscentryczny i tajemniczy młody człowiek w szatach przypominających kapłanów, czy raczej magów, który usilnie próbował przekomarzać się z Sarsosem, dogadując co słówka, płytkie żarty. Trzech pozostałych szło za nimi w milczeniu, a co jeden kiwał tylko głową, na znak, że nie trzeba iść do cyrku, kiedy cyrk idzie przed nimi. W końcu darmowe widowisko…

Lariel uśmiechnęła się szyderczo, z politowaniem. Miała już wejść na gałąź pobliskiego drzewa, kiedy jej wzrok padł na twarz jednego z nich. Mężczyzna do złudzenia przypominał zbiega z Czarnych Ostrzy - bezwzględnej gildii zabójców, rzezimieszków i złodziei, do której ona sama należała - za którego Garos Czarny, przywódca gildii, wyznaczył nagrodę. Owy zbieg, niejaki Kriss, zdradził gildię podczas egzaminu, mordując nie cel, a samego Olafa Szybkorękiego, który w swoich czasach dorobił się reputacji najszybszego sztyletowca w Gork. Zdrajca uciekł i przez wiele lat słuch o nim zaginął, aż do chwili, gdy dotarł do Czarnych Ostrzy raport od zaprzyjaźnionej gildii podobnego fachu z Dermath – Błękitnych Półksiężyców. Owy Kriss widziany ponoć był w okolicach Dermath, a później portu. Po tym żadnych szczegółów już nikt nie znał, ale mimo tak lichej informacji Garos Czarny wysłał podziękowania i ludzi w tamte okolice…

- No, no - wyszeptała do siebie elfica, a jej usta wykrzywił grymas samozadowolenia - może to faktycznie ty, Krisie, a wtedy czeka mnie niewątpliwie większa nagroda… - wskoczyła na gałąź drzewa i szybkimi ruchami zeszła na dół…